środa, 30 września 2015

Zumba dla otyłych kaczorów z Parku Staszica? Bezdomni zazdrośni

fot. japantimes.co.jp


- Gołąb jest tam wielkości kaczki, a kaczka jest jak łabędź. Ja już nie wiem, co jest co. – martwi się szef regionalnego stowarzyszenia „Zezwierzęceni” Mirosław Terier. Działacz chce zaproponować proste ćwiczenia rekreacyjno-taneczne dla kaczek będących ofiarami diety pszenno-żytniej. Bezdomni są oburzeni, a naukowcy UJK ostrzegają – „baśń o brzydkim kaczątku traci swój sens”.


Król kaczorów


Park im. Stanisława Staszica w Kielcach mieści się przy ulicy Jana Pawła II. Trafić do niego łatwo. Wystarczy iść za okruchami chleba. Na miejscu spotkać można panią Helenę Zbój (72 l.), która karmi tutejsze kaczory od 62 lat. Zaczęła w 1953 roku.


- Stalin zdychał, Nikita zacierał ręce, a ja, mała dziewczynka, karmiłam już te swoje kaczeńce. – wspomina emerytka – Jednego miałam ulubionego, wabił się Kwazimierz, dla łabądków Kwazik. Wpychałam w niego wszystko, co się tam po wojnie znajdywało – sucharki, onuce, co smaczniejsze niewypały. Nawet mojemu braciszkowi, Antoniemu, podbierałam co można dla mojego Kwazika, bo z Antosia był straszny niejadek. Mamcia zawsze wołała na podwórze „Antoś, Antoś, zjedz ty co, syneczku”, a Antoś na to „dobrze, mamciu, już idę”. No i wtedy zdążyłam mu podebrać.

Kwazik pęczniał z każdym kolejnym dniem, miesiącem i rokiem. Małe kaczątko zamieniło się w potężne kaczorzysko, które górowało nad wszystkimi łabędziami. Przepędzało także przystające w pobliżu konie pociągowe – po starciu z Kwazikiem jednemu pękło kopyto. Przy pierwszych strajkach w Poznaniu 56’ partia chciała wykorzystać go do pacyfikacji obywateli, ale milicja nie dała mu rady. Przyjechał nawet najnowszy prototyp ciągnika Ursus, który zatarł sobie silnik na próbie wyciągnięcia kaczora na lince holowniczej. Od tamtej pory krążyły o nim rozmaite plotki – „ludojad”, „zapluty kaczor reakcji”, czasem brano go nawet za niemieckiego U-Boota.

Kwazio jadł z ręki

- Październik to był, jakoś dwa lata po śmierci Antosia. Trwał wtedy drugi sobór watykański (1962 rok – przyp. red.). Przyprowadziłam wtedy do niego mojego narzeczonego, Stasia Kucałę, co jego ojciec widział się z majorem Hubalem. Tak, żeby się poznali, pobyli trochę. Stasio był strasznie o Kwazika zazdrosny. Ja tłumaczyłam, że to tylko mój powiernik, że się przyjaźnimy, ale Stasio nic na to. Chciał po męsku prosić go o błogosławieństwo i zabrać mnie stamtąd „na miasta”. Przyniósł z bratem wielgachny bochen chleba, co mu ciotka upiekła i na raz-dwa-trzy rzucili go Kwaziczkowi. Ten go tylko płetwą trącił i rozpędził się na drugi brzeg. Za godzinę on był na miejscu, a ja byłam bez narzeczonego. No bo, jak oni mogli mu ten bochen tak rzucić? Kwazio jadł z ręki. Mówiłam Stasiowi tyle razy, na co on „mój tatko widział Hubala, a ja będę kaczora niańczył?”. Ja przecież raz na jakiś czas tylko u Kwazika byłam. A to trzeba było dziób z chleba wytrzeć, a to uprzątnąć martwe gołębie. Z nim jak z dzieckiem.


Cud gospodarczy


 Kiedy w 1970 roku Edward Gierek obejmował władzę w partii, kaczor Kwazimierz także rósł w siłę. Ludzie pielgrzymowali do niego ze wszystkich części PRL. Modlili się, prosili o wstawiennictwo, odbywały się tam chrzty i dancingi. Niektórzy przywozili ze sobą łodzie wiosłowe, żeby móc z nim zwyczajnie popływać. 

- Ten spasiony kaczor nosił w sobie tajemnicę, był dowodem na istnienie czegoś wyższego. – ocenia prof. Wikary Repetycki, ornitolog z UJK - Jeśli kaczor mógł zostać do tego stopnia spasiony, to wszyscy możemy się spaść. Gdzie jest granica? Ludzie stają się ciekawi tego, jak brzydkie może stać się kaczątko, a nie w jaki sposób może przeobrazić się w łabędzia.

Uprawiający propagandę sukcesu PZPR postanowił wykorzystać go jako objazdowy cud gospodarczy, empiryczne doświadczenie potęgi PRL. 

- Słuchajcie, przyjaciele, jaka w kraju bida, skoro takie kaczory nam rosną? – grzmiał na zjazdach Gierek, wspominając „towarzysza <<Wiesława>>, który ustąpił także dlatego, że obawiał się reakcji ZSRR. Moskwa wzięła Kwazimierza za nielegalną broń masowego rażenia.

Pierwszy sekretarz się nie przestraszył. Zaciągnął szereg pożyczek zagranicznych na zakup specjalnego kontenera z NRD przewożącego Kwazika. Mówiono, że „nie jest już kaczką w parku, ale okrętem na morzu historii”. Każdy obywatel chciał być jej częścią.

- Wszystko mu wpychali. – wzdycha pani Helena – Gacie stare, radioodbiorniki, jeden próbował wjechać dużym fiatem. Jak któryś coś przeskrobał, to natychmiast nakarmić kaczora i dobry uczynek zaliczyć. Strasznie chcieli sprawdzić, ile w niego wlezie. No i stało się!

Kaczor Kwazik pękł 4 lipca 1974 roku, dzień po tym, jak Polska przegrała z Niemcami na Mistrzostwach Świata. Wybuch był tak silny, że uszkodził ówczesny dworzec PKS w Kielcach. Katastrofa przyspieszyła rozpoczęcie budowy nowej kopuły - przy ul. Czarnowskiej. 

Bezdomni

- Bardzo byśmy nie chcieli powtórki z rozrywki. To czarna karta w historii Kielc. – mówi szef regionalnego stowarzyszenia „Zezwierzęceni” Mirosław Terier – Chcemy zorganizować bieg poświęcony pamięci udręczonej kaczce i zumbę dla jej potomków. Trzeba raz na zawsze zlikwidować ten dziki dom chleba w parku Staszica. Jeśli ptaki przestaną latać z powodu nadwagi, to miasto będzie musiało dać im schronienie. 

- Nie chcemy uchodźców. – ripostuje bezdomny Mariusz patrolujący skrzyżowanie Sienkiewicza/Paderewskiego. – Ja na bułkę się doprosić nie mogę, a taki kaczor wyjada pół Białogonu? Nic tylko pływać w przebraniu Donalda, bo inaczej ludzie nie rzucają. Kolega wczoraj wykwakał siedem kajzerek.

- Potwierdzamy istnienie tego problemu. – przyznaje Polena Bereś, dyrektor Wydziału Ptactwa Wodnego UM Kielce – Dostęp do pieczywa może być utrudniony z powodu poruszania się po podłożu w stanie ciekłym, a także szybkiego czasu defragmentacji popularnie zwanego "ściapcieniem". Z tego powodu chcemy zaoferować osobom bezdomnym bezpłatny wynajem rowerów wodnych. Pozostałym mieszkańcom zalecamywysuszanie pieczywa na grzejnikach i przetwarzanie go na bułkę tartą. 

Co na to bywalcy Parku im. Stanisława Staszica?

- Bułka tarta? Jak ja mam to niby wrzucić do wody? – złości się pani Helena.

Grzegorz Rolecki