WŚNB
(Wirtualne Środowisko Nieudanej Biby) przeprogramowuje się na zwrot
akcji. My jako Bobby, nadal ubrany w kostium dyni, konsekwentnie
siedzimy obok Was na kanapie. Główny nurt biby przeniósł się do
wyścielonego starym dywanem centrum pokoju. Siedzi w nim po turecku
piękny dwudziestoletni Maciek. Ma jasną jak życiowe cele grzywkę,
opadającą mu wodospadem nierównym na delikatne czółko i
naciśnięty na czoło worek kartofli. Gra na gitarze klasycznej
utwór "Tears in heaven" Erica Claptona. Wszystkie ośmioro
dziewczyn obecnych na domówce siedzi wokół niego zasłuchana po
uszy i dekolt.
-
There be no more tears... - szepcze Maciek.
-
Jebany Alvaro. - ściskozębimy w waszym kierunku.
-
Nieźle gra.
-
Gdyby nie ten pieprzony costume dyni, to wziąłbym te mandolinę i
przyrżnął Steva Vaia. You know Steve Vai?
-
Znam.
-
Ja umiem takie palcówy, że unbelievable beauty. Kiedyś posłuchałem
siebie przy graniu i się rozpłakałem.
-
A co grałeś?
-
"Don't cry".
-
Zagraj im coś.
-
You bet I will.
Teraz
próbujemy podnieść się z kanapy, ale kołyszemy się tylko jak
bezradna wańka wstańka.
-
Fuck, jestem Syzyfem. - jęczymy w waszym kierunku. - Help me.
Wtedy
kiwnęliście głową wypychając nas tak mocno, że wpadliśmy na
grającego Maćka, który przyrżnął sobie w usta gitarą
klasyczną. Na dodatek został przygnieciony przez wielką dynię.
-
Złaź ze mnie, stary. Co to za dynia pierdolona? Kashia, masz
lód?Krew mi leci z wargi. - łzy zaczęły napływać mu do oczu. -
Krew mi leci.
-
Don't you cry tonight, bitch. - wrzasnął Bobby turlając się po
podłodze.