Wodzę kobiety, gdy zaleję im mieszkanie. To ja, kielecki przystojniacha. Acha, acha. Przedstawiam mój krótki poładnik "Jak zdobyć kielecką Bejbi, czyli od poczwarki do motyla".
1. Bądź z innego świata.
- Boże, jaka jestem zmęczona, sobie nawet nie wyobrażasz! Zapieprzałam cały dzień, najpierw na pierwszą zmianę na Białogonie, później na drugą na Czarnowie. Jeszcze w nocy czeka mnie pół zmiany na Ślichowicach. I ćwiartka u Beaty. Boże, zupę chlipnęłam w mleczbarze. Co ja z tego tak naprawdę mam? No mam coś? A jedno wielkie gie!
- A ja byłem na wybornych pulpetach w Sandomierzu. Także ten.
2. Ale nie do końca.
- Boże, jaka jestem zmęczona, sobie nawet nie wyobrażasz! Zapieprzałam cały dzień.
- Znam ten ból. Też zapieprzam jak dziki osioł. Ledwo starcza mi na pulpety w Sandomierzu.
3. Połącz dwa pierwsze i zastosuj technikę "czułego ciecia".
- Boże, jaka jestem zmęczona, sobie nawet nie wyobrażasz! Zapieprzałam cały dzień.
- Znam ten ból. Też zapieprzam jak dziki osioł. Ledwo starcza mi na pulpety w Sandomierzu i chwilę dla nieznośnego kiczu stratosfery.
- Nieznośnego kicz stratosfery?
- Tak. Bo kiedy patrzysz na chmurobraz, widzisz puste piękno. Coś, co dostarcza ci miłych wrażeń wizualnych, ale niczego poza tym. To przecież nieznośne, uwierające w umysł przeświadczenie, że coś tak wiecznego jak niebo, które oglądał Platon i które teraz oglądam ja, oferuje szokujące nic. Jedna z niewielu rzeczy, na które patrzyliśmy obaj, która nas łączy, nie mówi nic poza "jestem iluzją".
- Jej...
- Pogadamy później, Bejbi, bo muszę wyjść z psem. Cały dzień zapieprzałem, na chacie mnie nie było i już pewnie upuścił boba.