czwartek, 6 czerwca 2013

Włodek Bibak i dziewczyny



Coś musi być na rzeczy, bo pod sklepem spożywczym obok przystanku Czarnowska usłyszałem, że słynny kielecki hydraulik Włodzimierz Bibak udrażnia okolicznym biznesmenom młode studentki Politechniki. "Panie Włodku," - błyskawicznie wysłałem mu wiadomość śledczą - "przykręci pan miłą galeriankę do jakiegoś  burżuja? Miła dziewczyna ze Słonecznego Wzgórza". Odpowiedź była natychmiastowa.


1.

SMS od Bibaka:
Jutro robie kibel u prezesa Ślizgonia przyjc do zakladu. Mily Bibak

Zszokowała mnie łatwość, z jaką udało mi się namówić Bibaka na spotkanie. Dziennikarska rzetelność kazała mi zastosować metodę sprawdzającą.

SMS ode mnie:
Serio?

MMS od Bibaka:
<wulgarne zdjęcie Bibaka z dwoma kobietami> nikt tak nie montuje rur jak Bibuś :*

Podstawą profesjonalnego żurnalizmu jest umiejętne dobieranie współpracowników. Dotychczasowe doświadczenie nauczyło mnie, że moim najlepszym współpracownikiem jestem ja sam. Kupiłem więc czarną sukienkę w Zarze, kosmetyki w Superpharmie i wieczorem poddałem się bolesnej metamorfozie - pierwszemu etapowi reportażu wcieleniowego. Grzegorz stał się Grarzyną. 

2. 

W drodze do zakładu hydraulicznego "Wirujący francuz" zorganizowałem szybką sondę wśród mieszkańców Kielc. Niemal w każdym artykule prasowym czytamy bowiem opinię przypadkowego głupka z ulicy. Na zajęciach mówili, że ludzie tego potrzebują, żeby poczuć się mądrzej. Pytam ich zatem, co sądzą o procederze Bibaka.

Michał, barman:
Ładnie pani wygląda.

Marta, studentka:
Jak dojechać do tego zakładu?

Barbara, emerytka:
To jest niemożliwe. Pan Włodek to dżentelmen. Przetykał mi rury od lat. 

Rafał, sprzedawca warzyw:
Od zawsze wiedziałem, że to obleśny zboczeniec. Nigdy mi się ta wizytówka nie podobała. "Włodzimierz Bibak - ekspert od cieczy".

3.

Bibak skończył naprawiać bęben od pralki i począł bacznie mi się przyglądać. Mierzył mnie swoimi małymi oczkami od szpilek po łańcuszek z Tesco.
- Grarzynko, czemu masz taką ostrą bródkę? - zapytał Bibak poprawiając niebieskie ogrodniczki.
- Żeby mnie. - chrząknąłem dostrajając wysoki ton głosu - Żeby mnie mógł pan mocniej czuć.
- A czemu masz takie wielkie jabłuszko Adama, co?
- Wyrosło od zbyt częstego rozumienia potrzeb mężczyzny.
Bibak oblizał wargi i splótł ręce na klatce piersiowej.
- A czemu masz takie grube łydki?
- Żeby szybciej uciekać, jak będziemy się bawić w chowanego.
Bibak zmrużył oczy i tupnął nóżką.
- A czemu masz taką kwadratową szczękę?
- Żebym mogła pan zjeść! - podskoczyłem i pisnąłem teatralnie. Podniecony Bibak natychmiast uszczypnął mnie w pośladek. Przerwało nam jednak przybycie wciśniętego w za ciasny garnitur otyłego mężczyzny.
- Prezes Ślizgoń! - Bibak klasnął w umorusane smarem i potem dłonie - Grabula, mam dla pana demona nie studentkę!
- Czemu ona ma jabłko Adama, Włodek? - skrzywił się Ślizgoń.
- Powiedz panu Marianowi. - wyszczerzył się Bibak.
- Bo jestem facetem, zboki! Zboczeńce cholerne! Wszystko nagrane! Zboki jedne! To będzie wszędzie! Radio Kielce! Wrota Świętokrzyskie! Wszędzie! 
- Włodziu, znowu? - westchnął podejrzanie spokojny Ślizgoń.
- To jak miesiączka. - rozłożył ręce Bibak - Raz w miesiącu trafia się zgniły owoc. 
- Jesteście już na dnie Silnicy, zboki jedne!
- Spokojnie! Porozmawiajmy! - Bibak zaczął się do mnie zbliżać - Ja mogę jedynie prosić, żeby tego nie puszczać. Przez całe życie łączyłem rury, udrażniałem odpływy, zawsze wszystkim pomagałem. Obiecuję hydraulikę do końca życia!
- Odejdź ode mnie, rurarzu jeden!
- Grarzynko. - Ślizgoń przybrał potulną minkę - Załatwmy to inaczej. Przyjdziemy za godzinę.

4. 

Chyba założę bloga lajfstajlowego, bo Meksyk jest przepiękny. Ludzie uśmiechnięci, jedzenie przepyszne. Dobrze czasem wyrwać się ze smutnych Kielc. Nawet kolega prezesa Ślizgonia nie okazał się tak zły, jak go wcześniej malowałem. Tylko w tych sukienkach trochę mi niewygodnie. Ale w końcu najważniejszą zasadą dzisiejszego dziennikarstwa jest to, że trzeba brać wszystko jak leci. Adiós, Muchachos!