Fot. Aleksander Prugar / AG |
- Potrafi wbiec do klasy w futrze goryla i mówić dzieciom, że tak wyglądał nagi Jagiełło. Córka nie może przez niego dokończyć esemesa. - skarżą się rodzice młodzieży z Gimnazjum nr 39 w Kielcach. Sprawa dotyczy Zbigniewa Mrulaka, nauczyciela historii korzystającego z... niekonwencjonalnych metod.
Historyk uczy w szkole od 5 lat. Dyrektor Malwina Głuszniak przyznaje, że Mrulak od początku wyróżniał się spośród kolegów z pracy.
- Do szkoły przyjeżdżał rowerem typu BMX i z szablą w ręku krzyczał do młodzieży, że zaprasza ich na przejażdżkę wehikułem czasu. Jeden z uczniów nakręcił filmik z nadjeżdżającym panem Mrulakiem i pokazał go rodzicom. Ci zdecydowali, że wypisują chłopca z naszej placówki. - wspomina Głuszniak -Mieli do tego pełne prawo, ale osobiście uważam pana Mrulaka za świetnego propagatora historii, która to dyscyplina nie cieszy się wśród młodzieży szczególnym zainteresowaniem.
- Propagować swój przedmiot można bez sięgania po błazeńskie metody. - uważa Weronika Śmędek, przewodnicząca Rady Rodziców - Szkoda, że pani dyrektor Głuszniak nie wspomniała sytuacji, kiedy Mrulak uczył nasze dzieci definicji pańszczyzny poprzez przymusowe rozkopywanie boiska. Moja Karolina wróciła cała umorusana.
Kobieta wspomina także lekcję poświęconą drabinie feudalnej, którą Mrulak próbował zobrazować na ściance wspinaczkowej w hali gimnastycznej.
- Nie zgodziłam się, żeby syn był suwerenem. On ma lęk wysokości. - dodaje Halina Ciutniak, matka jednego z podopiecznych nauczyciela.
Powszechne oburzenie wywołała ponadto "Sprawa Bonaparte".
- Pan Mrulak wskoczył przez okno sali lekcyjnej przebrany za Napoleona i zziajany wydusił "zwiałem z Elby, ktoś pamięta za co tam jestem?". Ktoś taki może wśród uczniów wzbudzić tylko pusty śmiech, nie pasję. - kontynuuje Śmędek.
Do długiej listy przebrań historyka zalicza się m.in. Leonardo Da Vinci (nieudane lądowanie paralotnią na placu szkolnym i hospitalizacja), Aleksander Graham Bell, John F. Kennedy (przyszedł z namalowaną markerem czarną dziurą na głowie) i Helena Trojańska.
- Zbigniew Mrulak przesadził raz. Otrzymał ode mnie naganę po tym, kiedy wkroczył do klasy i rzucił na ławkę uczennicy fragment ludzkiego szkieletu. - mówi dyrektor Głuszniak - Nie pomogły tłumaczenia, że chciał zobrazować cytat z Juliusza Cezara ("kości zostały rzucone" - przyp.red.) i że szkielet pochodził z sali biologicznej. Dziewczyna zemdlała.
Rodzice twierdzą, że Mrulak wywołał falę przeziębień po tym, jak zszedł z uczniami do kotłowni i sparaliżował pracę woźnych. Chciał zainscenizować Piekło z "Boskiej komedii" Dantego.
Czarę goryczy u rodziców przelała jednostka lekcyjna poświęcona polskiej husarii.
- Rozpędzony pan Mrulak wjechał do sali koniem na biegunach napędzanym deskorolką. Na plecach miał przywiązanego żywego koguta. - bezradnie rozkłada ręce Halina Ciutniak. - Ten człowiek musi odejść.
Co na to sam zainteresowany? Zbigniew Mrulak zbytnio się całą sprawą nie przejmuje.
- Jestem wielkim fanem Internetu. Fascynują mnie te kwejki, te tam demotywacje i różne śmieszne obrazki. Jeśli mam wybierać pomiędzy uczniem, który nie wie, kim był Jagiełło i uczniem, który wie jak wyglądał nagi Jagiełło, to wybieram to drugie. - uśmiecha się.