wtorek, 28 maja 2013

Na ciepło



Piekarnię pod Telegrafem lubię dlatego, że jest jak śmierć - z każdego miejsca mam do niej blisko. Nawet z oddalonego o 60 kilometrów Opatowa bliziutko mam, bo przecież jedzie się szybko, krajobraz swojskim żółtkiem malowany i trząść zaczyna dopiero na wjeździe przy Sandomierskiej. Mogę nawet nie wyjeżdżać z Opatowa, bo tam też wypieka Piekarnia pod Telegrafem. Ale z brudnej przekory wyjadę, bo chcę opowiedzieć o jej drobnych przywarkach, które wypalają buły umysłu mojego.

1. Firmowy cały

- Dzień dobry. Poproszę chleb firmowy cały. - uśmiecham się zalotnie do atrakcyjnej ekspedientki udając zainteresowanie jej ciałem zamączystym, bo w rzeczywistości niecukierniczej interesuje mnie tylko stąpanie po gąbczastym fortepianie świeżego chlebka. Ale ona gwałci moją arię zaranną przynosząc mi firmowy krojony.
- Nie, nie chcę takiego. - jęczę cichutko.
- To jednak połówkę?
- Firmowy cały poproszę.  - pośpiesznie ocieram łezkę.
- To jest firmowy cały. - wyjaśnia znudzona.
- Firmowy cały cały poproszę.
- Firmowy cały niekrojony?
- Tak, firmowy cały niekrojony. - donieśliśmy pierścień, panie Frodo. Wracam do Shire.

2. Zapakować?

- Dzień dobry. 
- Firmowy niekrojony? - sprzedawczyni poczyna wspominać mnie ze złośliwą czułością.
- Nie. Poproszę dwie margeritki, dwie bułki z pieczarkami i dwa mini hot dogi. - do bukieciku chciałem dołączyć wizytówkę, że to dla kolegów z kamieniołomu, ale tamtego dnia ominęło mnie śniadanie i przeskoczył obiad, więc byłem zbyt wyczerpany na usprawiedliwianie obżarstwa. Pani, jakby wyczuwając moją cichą angielską desperację, spytało tylko:
- Zapakować?
- Zapakować! - efektownym maźnięciem ukończyłem moje arcydzieło.
Po chwili jednak zaczęła wzbierać we mnie Silnica niepokoju. Dlaczego ona pakuje jeno bułki z pieczkarkami i margeritki?
- Hot dogi z majonezem czy keczupem? - spytała.
- Bez. 
Co to to nie. Miałem jeszcze w głowie ostatnią katastrofę - bułeczki po spacerze do domu wyglądały jak głowa Kennedy'ego po przejażdżce w Dallas.
- Na miejscu? - nagle i bez namysłu podaje mi dwa mini hot dogi na papierku. Jak to na miejscu? Czekam przy fiskalnej kasie na Godota, a ona mi daje na papierku? Żebym w piekarni  dla urozmaicenia połknął dwie parówki, jedną w ręce lewej drugą w prawej, i resztę dokończył w domu?
- Na wynos. - odcedzam szczękę.
- Czyli zapakować?

3. Na ciepło.

- Poproszę zapiekankę na ciepło... - błądząc wzrokiem po wystawie wpadłem w rozpacz dwusekundowej pauzy - i może margeritkę.
Dziewczyna wsuwa zapiekankę do pieca, ale margeritkę już zaczyna tylko pakować.
- Zaraz...margeritkę też na ciepło? - zapytała podejrzliwie.
- Na ciepło.

Do Podtelegrafu zawsze będę mimo wszystko wracał, bo nigdy nie wiem, jakie cuda i dziwy spotkają mnie w nim tym razem - czasem zwieje gdzieś mój ulubiony donut malinowy, innym razem w kamień zamieni się kanapka z salami. Z miejsca tego bije tajemnica domowego ogniska. Nigdy nie wiadomo, czy tata zbije dziś mamę lewą czy prawą łapą wielkości bochenka chleba. Ciepłego bochenka chleba.