Rozpoczynamy
symulację WŚNB (Wirtualnego Środowiska Nieudanej Biby). Piątek
wieczór. Wyobraźcie sobie, że trwa domówka na Podkarczówce.
Wici.Info to teraz nie Wici.Info. Mamy na imię Bobby, pracujemy w
ubojni bydła w Domaszowicach i siedzimy obok Was na kanapie. Mamy
opaleniznę Iglesiasa i cerę Pattinsona, mięśnie Hemswortha i czar
Woody'ego Allena. Jesteśmy przebrani za dynię, bo trafiliśmy na
domówkę-bal przebierańców. Podchodzi do nas gospodyni imprezy
Kasia, która jest modelką Off Fashion, więc każe nazywać siebie
Kashia - host of the jumpreza.
-
Napijesz się czegoś, Bobby? - pyta opierając ręce na biodrach.
-
No thanks, babe. Mam jeszcze frument.
-
Whatever.
I
zwracamy się do Was.
-
Nice costume. Za kogo to przebranie?
-
Za mnie na Facebooku.
-
Cool.
-
Dziwni ludzie, nikogo nie znam.
-
Bobby, my pleasure. - poprawiliśmy na ciele kostium dyni - Ja w
ogóle raczej hejtuję domówki. Nie lubię nawet określenia
"domówka". Jest zbyt swojskie i byle jakie. Kojarzy mi się
z robotą. "Poproszę pół kilo tłustej domówki".
Obrzydlistwo. Przecież tu ma być kosmos, szał, gwiezdny pył. A ta
pieprzona Kashia host of the fucking jumpreza nie wysprzątała nawet
kuwety w łazience. Kocie gówna, stare orzeszki i smród skarpet.
Dramat.
-
To po co tu jesteś, Bobby Pumpkin? Przebrany za dynię?
-
Bo mam nadzieję, że jakiś kopciuszek pomyli mnie ze swoją karocą
of the jumpreza. Get it, bitch?