niedziela, 10 listopada 2013

"Kielce bez charakteru. Zbudujmy więcej starych budynków!" - radzi Witold Kałba, architekt




Witold Kałba (67 l.) to legenda włoskiej architektury z Polski. Nasz kraj opuścił w 1987 roku najpierw trafiając do Argentyny, gdzie zaprojektował m. in. słynny Pałac Świętej Modrej Panienki, a później do Włoch, które obdarował chociażby Piazzą Decampolitano Lasania. Jest posiadaczem doktoratu honoris causa na uniwersytecie w Cheesburgu. Do rodzinnych Kielc przyjechał dosłownie na kilka dni.



"Żeby się obudzić, najpierw musimy się obudzić."

Gdzie zmierzają Kielce pod względem architektonicznym? 

Do Radomia, czyli donikąd. Kielce na przestrzeni ostatniej dekady stały się autostradą na trasie Warszawa - Miechów. Włosi powiedzieliby, że jesteśmy skazani na wieczny czyściec.

Wieczny czyściec?

Nie posyłają nas ani do diabła ani do nieba. Stoimy jak ta pani na drodze i obracamy się w kółko. Większość nas obejrzy, splunie i pojedzie dalej. Skorzystają tylko ci, co mają jakąś kompulsywną potrzebę zachorowania na świerzb. 

Nie za mocne słowa?

Mocne, ale trafne. Kielce stały się placem budowy bez dna i bez końca, siedliskiem kurzu, dżumy i kataru. Ludzie zagryzają mięsiwo, na którym kiedyś hodowali zęby i łudzą się, że to tylko chwilowe, tymczasowe i że któregoś pięknego dnia wreszcie obudzimy się w mieście prawdziwie europejskim. 

Nie obudzimy?

Żeby się obudzić, najpierw musimy się obudzić. Powinno się zbudować miasto dla jego mieszkańców, a nie dla przyjezdnych. Dwie galerie handlowe nie są rozwiązaniem. Nie można umniejszać potrzeb człowieka do twardej piguły, która ma go zaspokoić. Należy zacząć od podstaw. Postawić lepianki dla bezdomnych alkoholików. Można też zagospodarować kanały dla sierot.

"Należy ukryć rozpacz w kanałach."

Uważa pan, że jest aż tak źle?

Nie da się ukryć nieszczęścia pod fasadą szczęścia. Spacerowałem kiedyś po Padwie z torbą świeżych kasztanów w ręce. Zatrzymałem się pod piękną, zabytkową kawiarnią Felicita, bo zafascynował mnie ptaszek śpiewający na pokrywie od śmietnika. Nagle pokrywa się uniosła i z kubła wychyliła się głownia bezdomnego alkoholika. Zobaczył te moje kasztany i zaczął wołać "ippocastano, ippocastano", żebym dał mu jednego. Odpowiedziałem "nell'acqua della fontana", w fontannie nieopodal jest woda. A on na to piękną polszczyzną: "spieprzaj, włoski kutafonie". Naprawdę. Polak ma bezdomny alkoholizm w genach, niezależnie od tego, gdzie się znajduje. 

Jak możemy pomóc ludziom i estetyce miasta jednocześnie?

Jednocześnie się nie da. Trzeba po kolei. Wolałby pan zbudować szpital czy pałac? Oczywiście, że pałac. Ale szpital też jest potrzebny, żeby ludzie nie dobrali się do pałacu. Najpierw więc należy ukryć rozpacz w kanałach; mogą to też być fundamenty Pałacu Biskupów albo jak to mówią Indianie "za rzekę". To nie kosztuje wiele. Wystarczy odrobina dobrej woli i PCV. Później możemy zająć się architekturą centrum przeznaczonego dla ludzi, którzy mogą zostawić tam pieniądze i dobre wspomnienia.

"Wystarczy kawałek cegły, dzwonu i garbatego karzełka."

Co trzeba zmienić?

Wytworzyć na nowo charakter miasta, bo teraz nie ma go wcale. Zwiedziłem wszystkie europejskie i południowoamerykańskie stolice i chyba nigdzie nie ma takiej kiły jak tutaj. Największym problemem jest to, że w Kielcach co chwila, za sprawą ludzi będących archikreaturami a nie architektami,  powstają nowe budynki z nowymi ludźmi. A w Paryżu czy Londynie co chwila natykałem się na jakąś starą budowlę zbudowaną przez martwego, aczkolwiek ciekawego człowieka. Musimy wznosić więcej starych budynków, w których umierają interesujący ludzie.

To możliwe?

Czytał pan "Dzwonnika z Notre Dame" Disney'a? 

Czytałem.

To najlepszy przykład na to, że czasem wystarczy kawałek cegły, dzwonu i garbatego karzełka, żeby miasto zyskało piękniejsze oblicze. Z tego, co wiem w Kielcach skrzywionych nie brakuje. Jeden spacer po deptaku i mamy garb na garbie.

Czyli nowa stara katedra. Co jeszcze?

Jestem wielkim orędownikiem mostów zwodzonych. 

Gdzie taki most zwodzony mógłby powstać?

Trzeba poszerzyć koryto rzeki na Plantach i walnąć ten most obok obuwniczego. To najlepsze, najbardziej komercyjne miejsce. Każde dzieło architektoniczne potrzebuje uwagi, żeby mogło błyszczeć. Na zachodzie czuje się ten niepowtarzalny klimat, ten sznyt i szacunek dla zabudowy. Na ryneczku po lewej palono na stosie, po prawej podpalił się jakiś głupi student, nieopodal była wojna wiewiórek o orzechy laskowe.

Czy jest ktoś, kto się tego wszystkiego podejmie?

Pewnie jest, ale powinien spełniać co najmniej jeden warunek - musi być martwy.