poniedziałek, 4 listopada 2013

Printing Bad


- Schrzaniłem. - zaciska dziąsła Krzysztof Kie. (41 l.). Zawiódł siebie, rodzinę i niepełnosprawnego sąsiada Leszka. Za nieudaną próbę wyniesienia drukarki marki Hewlett-Packard z dyskontu spożywczego przy ulicy Meissnera trafi do więzienia na półroka toku. Policja wyśledziła go po odciskach kartek.


- Od mojego gębologa dowiedziałem się, że mam nieuleczalne zmiany trądzikowe pod protezą lewego oka. Załamałem się. - mówi Krzysztof. Podał swojego lekarza do sądu.
- Konował wyleczył mi grzybicę, która zakrywała trądzik. Prosiłem przecież tylko o receptę na środek czyszczący szklane oko. Po płynie do okien niestety dostawałem grzybicy.
Krzysiek się nie poddawał. Odwiedził hutę szkła w Sandomierzu, gdzie zaproponował stworzenie największej gałki ocznej w Europie.
- Dla nich rekord, a dla mnie twarzowy parawan.
Po kilku tygodniach huta wysłała Krzyśkowi list z odpowiedzią odmowną:

Drogi Panie Krzysztofie,

Nie.

Z poważaniem,
Huta Szkła

Kie. przegrał na dodatek sprawę w sądzie.
- Lekarzyk puścił mnie z torbami. Dwie dychy na schronisko w Dyminach mnie wykończyło. - rozkłada ręce Krzysiek. Od tamtej pory bał się wrócić do domu. Nie wiedział, co powiedzieć żonie. Nie wiedział, jak ma spojrzeć w oczy dzieciom. Nie wiedział, jak wyjdzie na balkon. Teraz pokazuje mi wymiętoszoną karteczkę z listą zakupów:

1. Zmywacz do paznokci półwytrawny
2. Konsola plestetion

- Nawet na toto nie miałem. Ostatnimi pieniędzmi, zarobionymi na kole od wózka, nakarmiłem psy. 
Krzysztof obmyślił więc prosty plan. Jeśli nie ma pieniędzy, to je wydrukuje. 
- Przyczaiłem się na taką ładną drukareczkę w dyskoncie pod blokiem. Drukowała w kolorze, siedem stron na minutę. A ile się mieści na jednej stronie banknotów? Dziesięć bym upchnął. No chyba, że funty, to mniej. Ale ja się przecież nigdzie nie wybierałem daleko. 
Udał kontuzję szklanej protezy przed pracownikiem sklepu, który pomagał szukać mu odpryśniętego kawałka tęczówki. Wtedy Krzysztof złapał go za głowę i rozbił nią gablotę z drukarką. Chwycił drukarkę, dał susa przez barierki i zniknął za krzakami.
- Byłem przygotowany fantastycznie. Była żona kolegi miała koleżankę z drukarką i wszystko mi napisali:

1. kabel zasilacz
2. kabel usb komputer
3. papier a4 biały
4. linijka
5. nożyczki/nóż do sera

Jednak podczas ucieczki wydarzyła się rzecz nieprawdopodobna. Krzysztof przemieszczał się tak szybko, że wypocił obłok energii kinetycznej, który uruchomił drukarkę. Ta zaczęła drukować kolejne strony testowe w trakcie jego biegu. Cud? Najwyraźniej nie. Doktor Karakański z Politechniki tłumaczy mi, że zjawisko to nie jest niczym nowym ani tym bardziej starym.
- Mówimy o tak zwanym Efekcie Drukajbeja. Prędkość wydruku zwiększa się wprost proporcjonalnie do prędkości biegu. W ten sposób opublikowałem swoją pracę doktorską i schudłem osiem i pół kilo.
Krzysztof pozostawił po sobie ślady niczym Jaś i Małgosia. Policja kroczek po kroczku, kartka po kartce wyśledziła siedzibę przestępcy.
- Tusz i tak zużył się w drodze.  - przyznaje Kie.
Jego żona, Katarzyna, szybko znalazła sobie nowego partnera - Arka, pracownika dyskontu, którego głową Krzysztof otworzył wystawę. Najsmutniejszy po całym zajściu wydaje się niepełnosprawny sąsiad Leszek, mieszkaniec klatki.
- Będzie mi brakowało Krzysia. Jak on mi naoliwił koło w wózku, to nie skrzypiało przez całą zimę. Drugie wziął na pamiątkę. Krzyś to nie jest zły chłopak.